Gdy oglądamy obrazy władców bardzo często są oni sportretowani na koniach. Koń nie tylko pomagał wielkim i maluczkim tego świata w transporcie, ale również, zwłaszcza w przypadku tych wielkich, był symbolem ich prestiżu.
Mity żyją często dłużej niż prawdziwe historie- tak jest niewątpliwie z opowieściami o nikczemnej posturze Napoleona. Wódz Francuzów mierzył 170 cm, co odpowiadało średniemu wzrostowi mężczyzn na przełomie XVIII i XIX wieku. Ale ponieważ umierał w brytyjskiej niewoli- jego sekcja zwłok spisana została po angielsku. Nie wiemy, czy to na skutek błędu w przeliczaniu danych mierzonych w stopach czy celowego działania antynapoleońskiej propagandy – tak czy owak, dziś mit o mizernym wzroście Napoleona jest powszechny.
Sam Bonaparte przyłożył za swojego życia rękę do jego powstania każąc portretować się na rosłych koniach. Dwa spośród nich- Tamerlan oraz Marengo stanowiły elitę wśród rumaków. Na jednym z najbardziej znanych wizerunków cesarza – obrazie Jacques’a Louisa Davida z roku 1800 roku Napoleon przekracza Alpy widzimy wodza Francuzów z wyciągniętą ku górze prawicą, siedzącego na stającym dęba rumaku. Ów siwy koń to wspomniany Marengo, ulubiony wierzchowiec Napoleona. Obraz oczywiście prezentuje fikcyjną sytuację, gdyż cesarz przekraczał Alpy nie na swoim ulubionym wierzchowcu a na mule. Trudno jednak wyobrazić sobie wizerunkowy sukces (a do niego Napoleon przywiązywał ogromną wagę) w przypadku realistycznego odmalowania szczegółów wyprawy przez Alpy.
Marengo nie tylko pełnił role reprezentacyjne, podkreślając majestat swojego pana, ale towarzyszył również cesarzowi w wielu bitwach – pod Austerlitz, Jeną, Wagram, a także tej ostatniej pod Waterloo. Po przegranej Francuzów koń trafił na Wyspy Brytyjskie, gdzie w 1831 roku dokonał żywota. Jego szkielet został przekazany do National Army Museum i stanowi do dzisiaj jeden z najważniejszych eksponatów. Wiele mówi się o tym, że ma on w niedługim czasie ponownie zagościć na francuskiej ziemi, w ramach wymiany dzieł sztuki między francuskimi a brytyjskimi muzeami. Czy tak się stanie, czas pokaże.
Tomasz Jacek Lis