„…Umykał mi sens zdania i musiałem prosić rozmówcę o powtórzenie. Pewne informacje musiały do mnie docierać kilkakrotnie. Słuchacz mógł odnosić wrażenie, że „coś jest ze mną nie tak…”.
Umówiliśmy się zimową porą z Panem Jackiem Jędrzejewskim na kawę, którego wielką pasją są podróże, aby opowiedział, jak zmieniło się jego doświadczenie życia w ciszy.
Czy warto zrobić pierwszy krok i zbadać słuch?
Tak. Pierwszym ważnym krokiem jest konsultacja z wykwalifikowanym specjalistą ds. słuchu. To ważny wybór w podjęciu leczenia problemu, jakim jest niedosłuch.
Jak wyglądało Pana życie przed zakupem aparatów słuchowych?
W niektórych sytuacjach nie wszystkie słowa były przeze mnie słyszane. Umykał mi sens zdania i musiałem prosić rozmówcę o powtórzenie. Pewne informacje musiały do mnie docierać kilkakrotnie. Słuchacz mógł odnosić wrażenie, że „coś jest ze mną nie tak”…
Jaki moment w życiu, albo wydarzenie skłoniło Pana, żeby szukać rozwiązania i pomocy? Czy to był wpływ najbliższych?
Szczerze mówiąc, tak. Przyszywany zięć, dużo ode mnie młodszy, z zawodu tłumacz, nagle odkrył, że coś niepokojącego zaczyna się dziać z jego słyszeniem. Zaobserwował takie same reakcje u mnie. Jak już kupił sobie aparat słuchowy i stwierdził, że nareszcie może rozumieć to, co ludzie do niego mówią, to tak prze mniej więcej rok nagabywał: „No, a może tak byś też zbadał słuch?” (śmiech). Wraz z moją żoną dokonali tego, że wreszcie poszedłem i zbadałem słuch. Okazał się być troszkę ułomny, bo w końcu swoje lata mam. Pewne częstotliwości słyszę, a inne gdzieś umykają. Słyszalność niektórych wyrazów oceniona na poniżej 30%. Wtedy rzeczywiście zauważyłem na aparaturze, że czegoś mi brakuje, że nie jest to tylko subiektywne wrażenie, ale zmierzone na profesjonalnym sprzęcie.
Czy sam Pan zauważył moment pojawienia się problemu, czy miało na to wpływ otoczenie? Czy wcześniej Pan czuł, że coś się zmienia?
Dawno temu miałem operację. Byłem pod pełną narkozą. Okazało się, że podano mi jakiś lek, który spowodował, że pojawił mi się szum w obu uszach, a potem w jednym uchu gwizd. I ten gwizd powodował tak dużo zakłóceń, że wielu słów zupełnie nie słyszałem.
Jak po założeniu aparatów zmieniło się odbieranie świata?
Nagle usłyszałem, że kot też może wydawać dźwięki spacerując (odgłos stukania palcami po stoliku). Moje kroki w domu nie są takie niesłyszalne, jak mi się do tej pory wydawało.
Opierając się na własnym doświadczeniu, co doradziłby Pan osobom zakładającym aparaty słuchowe po raz pierwszy?
Nie polecałbym od razu pierwszego spaceru na dworze. Osoby przyzwyczajone do życia z niedosłuchem, czyli życia w ciszy, będą bardzo zaskoczone, a nawet przerażone. Aparaty słuchowe „przywracają” słyszenie, od którego zdążyli się odzwyczaić. Dla mnie powiew wiatru okazał się nie lada wyzwaniem. Pierwszego dnia po wyjściu z Waszego gabinetu z aparatami na uszach, myślałem, że mnie razem z tym wiatrem poniesie. To jest zupełnie inne – nowe odczucie.
Przymierzałem aparaty w różnych punktach protetycznych. U Państwa zaczynałem od słabszego aparatu, aniżeli ten, który w tej chwili mam na uszach. To, co mnie przerażało, to mój głos. Wydawało, mi się, że mówię bardzo dziwnie, że wydaję z siebie nieznośny metaliczny dźwięk. Winą obarczałem aparaty. Miałem wrażenie, że są złożone z miedzianych blaszek, tak nieznośnie zniekształcających głos. Coś przeokropnego. Nie mogłem się z tym pogodzić. I przyznam się, że z tego powodu odłożyłem zakupem aparatów jeszcze kilka miesięcy.
Z Pana poprzedniej wypowiedzi wynika, że wybrał Pan naszą firmę spośród wielu. Co Pana przekonało do wyboru Amplifon?
Z tego, co wiem aparaty, które oferuje Amplifon, są urządzeniami dobrej klasy i dają szansę regulacji poziomu słyszalności na tej częstotliwości, na której potrzeba. Dają, że tak powiem, naturalny dźwięk w częstotliwościach, np. niskich, które ja słyszę. Dodatkowo, cenię Amplifon za opiekę. Państwo pamiętają o przeglądzie i serwisie moich aparatów i dzwonią, żeby przypomnieć i umówić na wizytę. Doceniam również fakt, że przez pierwsze dni po zakupie mogłem do Państwa wrócić z pytaniami i wątpliwościami związanymi z samodzielną już obsługą aparatów.
Czy korzystał Pan ze wzmacniacza słuchu? Dla jasności – wzmacniacz słuchu reklamowany jest, jako alternatywa aparatu słuchowego, ale atrakcyjniejszego cenowo (około 50 zł). Dodam tylko, że wzmacniacz NIE JEST aparatem słuchowym.
Kiedy poszedłem na wizytę do pierwszych dwóch punktów protetycznych, przymierzono mi urządzenie takiego typu. Dość prymitywny. Dziwnie się czułem – wszystkie dźwięki dookoła wydawały się bardzo sztuczne.
Czyli bardziej to Pana zniechęciło i odstraszyło?
Tak.
Ostatnio na rynek wprowadzono suplement diety dostępny bez recepty poprawiający słuch. Czy stosował Pan suplementy diety i jakie były u Pana efekty ich stosowania?
Moje kłopoty, mówię o szumie usznym i gwiździe, pojawiły się blisko 20 lat temu. Leczyłem się na to farmakologicznie u laryngologa. Efekt był taki, że z szumów przeszło na gwizd. Oprócz tego miałem tylko bóle głowy i zbyt duże ciśnienie. W związku z tym musiałem zarzucić środki farmaceutyczne, bo korzyść była zerowa, a skutki uboczne spore.
Chciałybyśmy jeszcze na koniec zapytać, jakie dźwięki lubi Pan najbardziej?
Lubię muzykę klasyczną, dobrą, starą, nie żadne hałaśliwe dźwięki, lubię też tak zwaną easy music, rozumiecie, co mam na myśli?
Raczej spokojną, może jazzową, czy to jest kierunek?
Nie każdą jazzową, raczej taką bliżej bluesa.
Bardzo się cieszymy, że zgodził się Pan na rozmowę i dziękujemy bardzo.
Dziękuję.